Wielka draka w pejsbukowej dzielnicy
Jeszcze nie tak dawno międzynarodowe korporacja były uznawane za całkowicie nietykalne zwłaszcza w republikach bananowych takich jak Kaczystan. Okazało się, ze jednak to nie jest tak do końca prawda.
Tło akcji
Gdy strony uznane przez lewicę za faszystowskie, zaczęły znikać z równie lewicowego pejsbuka, zaczęły napływać skargi na adminkę i ogólnie zaczęła się nagonka na nią. Przy okazji znaleziono buźkę adminki na zdjęciu manifestacji KOD. Ale po kolei. Najpier zaczęli banować strony narodowców, a później admini zaczęli banować za same falangi w tle. Nie pominięto nawet posła partii Kukiz 15. To już rozsierdziło wszelkie mozliwe instytucje związane z internetem i zarządzaniem łącznością. W internecie wszyscy naiwnie mysleli, że jednak taka globalne korporacja jak Pejsbuk raczej nie ucierpi w republice bananowej Kaczystanu. O dziwo połączenie znacznej częsci obywateli i znacznej części parlametarzystów, przyniosło nieoczekiwane skutki. Oczywiście szef Pejsbuka na nasz region bardzo ubolewał, że mamy kompletnie w dupie politpoprawność, ale większoć Polaków miała totalnie gdzieś jego biadolenie o ichnich standardach.
Konkluzja
Wbrew założeniom internautów, okazało się, że przy wzajemnym wsparciu obywateli i rządu, da się zmusić korporację do posłuszeństwa i uwzględnienia skarg nawet niezgodnych z ich regulaminem. Wystarczyło tylko pogrozić rządowym paluszkiem i korporacja zarabiająca miliardy, zaczęła wreszcie być normalna i bez nadmiernej nagonki na narodowców. Można? Mozna! Niestety adminka z KODu jednak została na stanowisku, więc może jednak jeszcze nabruździć.