MOPR i cieczka u wuja.
Wizyta sympatycznej pani z MOPR jest zawsze wielkim wydarzeniem w dziejach uzależnionych od ich kasy.. Niektórzy popadają w taką paranoję, że dostają małpiego rozumu.. Z moim wujem tak niestety jest.
Oczywiście urzędniczka więcej czasu poświęca na sam wywiad i wypełnianie formularzy, niż na oglądanie , czy z kąta nie wyskakuje jakiś karaluch, ale niektórzy myślą, że jak posprzątają wiaderko, którego nikt nie widzi, to dostaną jakieś magiczne punkty. No raczej tak nie jest. Generalnie liczy się tylko, czy po mieszkaniu nie walają się butelki po piwie i czy jest lodówka lub telewizor., a sam obiekt opieki żyje i ma się dobrze. Niestety mój wujek tego nie wie, i jakoś nie raczy sobie tego uzmysłowić. Zwyczajnie wpada bez uprzedzenia, robi gównoburzę i ma ból dupy, że wole kilka foljjek między zlewem, a pralką, niż regularnie czyścić kąt zajmowany przez te folijki. Przez takie bóle dupy 2 godziny w plecy na pierdoły, a miałem sobie zrobić sjestę. Bo jestem na nogach od 8:00 po krótkiej nocy a w niedzielę jakoś nie było kiedy się wyspać.
Żeby było śmieszniej sam padł ofiarą swojego bólu dupy-zwyczajnie poślizgnął się o odpadki, które sam wymiótł z najdalszego i najbardziej niedostępnego kąta. Jedyny problem teraz, to czy nie trzeba będzie usuwać wycieku gazu, bo wuj padając zwalił mi się na kuchenkę gazową.